|
0002. Praga
2007.10.13 |
|
|
|
|
|
 |
|
|
Foto - Galeria miniatur
Wideo - brak |
|
|
|
|
|
|
|
|
Sympatyczna Pani (trzydziestolatka?), która w przededniu wycieczki
zapisywała nasze dane kontaktowe w Biurze Turystycznym w Karpaczu,
zapytała, czy nasze Karlino leży w koszalińskim, koło Karlinka. Pytanie,
po którym nie sposób powstrzymać uśmiech. Oczywiście przytaknąłem, ale w
ramach lokalnego patriotyzmu, dumnie uniosłem czoło i wyjaśniłem, że
jest akurat odwrotnie. Że Karlinko, obejmujące
zaledwie kilka gospodarstw, leży koło 6-tysięcznego MIASTA
KARLINO!:) |
|
|
Wypisywanie dokumentów i wymiana złotych na czeskie korony zajęła trochę
czasu, więc zdążyłem dowiedzieć się, że miła pani ma w Karlinku kuzynów,
że chciałaby mieszkać w Pradze bo jest tam pięknie, ale nie mieszka, bo
mieszkania są tam bardzo drogie i że w ogóle, Czesi żyją na wyższej stopie od
nas, bo jest ich czterokrotnie mniej a małą rodzinę wyżywić jest łatwiej.
Jest trochę racji w takim poglądzie, ale moja cholerna skłonność do
formułowania poglądów przeciwstawnych (znak wagi!) sprawiła, że
zaproponowałem, aby spojrzała na to z innej strony - mała rodzina ma
mniejszą moc, mniejszą siłę przebicia i mniejszy wspólnie potrafi udźwignąć ciężar,
natomiast duża może szybciej osiągać dobrobyt i wielkie cele, pod
warunkiem, że jest to rodzina zgodna i mądrze prowadzona. W takim
poglądzie racji jest też tylko trochę, chociażby dlatego, że ów warunek
jest bardzo do spełnienia trudny. Zatem wynik wymiany poglądów 1:1. |
|
|
Karpacz i miłą panią z BT, z przyjemnością pozdrawiam :). |
|
|
Wyjazd do Pragi dostarczył nam wielu wrażeń i znacząco wpłynął na mój -
dotychczas nijaki - stosunek do Czechów. Wszelkie prezentacje medialne
sprawiały, że ich kobiety uważałem (i uważam dalej) za szczególnie
atrakcyjne, a mężczyzn za trochę śmiesznych z mowy, ale twardych - np. w
hokeju na lodzie - facetów. Ich mowa, to taki (nawet geograficzny) środek pomiędzy poruszającym
serce brzmieniem ruskich ballad i napinającym mięśnie, twardym brzmieniem
mowy niemieckiej. Po wycieczce myślę i odczuwam tak nadal, ale z większym
dla Czechów
szacunkiem. Szczególnie po tym, co podczas jazdy autokarem opowiedział nam
przewodnik. Jeżeli prawdą jest wszystko, co mówił, to Czesi w swojej
historii, wśród swojej arystokracji świeckiej i kościelnej mieli niezłych,
wiece pomysłowych
speców od niemal seryjnego uśmiercania konkurencji. No, no! |
|
|
Wysłuchanie opowiadań przewodnika pozostawiłem Irenie. Mnie, jak zwykle,
interesował obraz. Teraz z żalem myślę, że tak idealna okazja do
najlepszego w życiu nagrania, jaką miałem w autokarze, już mi się nie
przytrafi. Wolne, dobre do ustawienia kamery miejsce pomiędzy kierowcą i
przewodnikiem, bardzo czysta panoramiczna szyba, przepiękne jesienne
krajobrazy po polskiej i czeskiej stronie granicy, idealne światło
słoneczne a w ścieżce dźwiękowej mile brzmiące i ciekawe w treści
opowiadania przewodnika, to wręcz ideał. Ideał, niestety, niepowtarzalny. Trzeba
byłoby, co prawda, siedzieć podczas nagrywania na stopniu wewnętrznych
schodków, ale dla takiego nagrania gotów byłbym znieść znacznie większe
niewygody. |
|
|
Kiedy przynudzam jak wyżej, w moje myśli wkrada się trochę niepokojące
pytanie - skoro tak bardzo zachwycały mnie widoki pomiędzy Szklarską
Porębą i Jakuszycami a później widoki po czeskiej stronie, to dlaczego nie
mogę przywołać ich w swojej pamięci równie wyraźnie jak wiele obrazów np.
sprzed lat czterdziestu? Albo to odruch samoobronny przed dalszym użalaniem
się nad utraconą szansą zarejestrowania piękna doznanego w tak
przytłaczającej dawce, albo - co bardziej prawdopodobne - kłania mi się
skleroza! Jeśli to ona, to mam ją gdzieś. Jedziemy dalej. |
|
|
Przydługi postój w Jakuszycach do przyjemnych nie należał. Szaro, ponuro,
wietrznie i zimno, jak cholera, czyli tak bardzo, że trochę zesztywniałe
podczas jazdy członki, wcale na takim zimnie nie chciały się rozprostować.
Do tego mnogość polskich autokarów i turystyczne przebieżki do odległych
kibelków. My, z nieodległego Karpacza, biegać akurat nie musieliśmy :). |
|
|
Przy pierwszym dużym markecie po czeskiej stronie, autokar opuścili
wszyscy. Hasło - zakupy czeskich specjałów, podpowiedzianych przez
przewodnika. W markecie scenka, przy której kąciki ust chciały wpaść mi do
uszu. Podbiegły do nas dwie uśmiechnięte, młodziutkie, śliczne, ubrane na
pomarańczowo dziewczyny z reklamy i zaczęły po czesku szczebiotać próbując
nas do czegoś namówić. Z uśmiechem od ucha do ucha podziękowałem, a miłe
dla oka i ucha - obraz i dźwięk - w pamięci pozostały. Dalej wszędzie
królował już język polski i długie kolejki do wszystkiego. Do czeskich
specjałów, do kas, do toalet. Pierwsze odpuściliśmy, w pozostałych swoje
musieliśmy odstać. Nasze zakupy, to dwie kiście ogromnych czerwonych
winogron (tak wielkich - jak włoskie orzechy!) ) i dwie butelki czerwonego
wina. Tak dużych winogron nigdy wcześniej nie spotkałem |
|
|
Zwiedzanie Pragi z przewodnikiem, w dniu wolnym od pracy, przy dobrej
jesiennej pogodzie, to przyjemność dość uciążliwa. Podobnie, jak w każdej
innej stolicy. Wszędzie ogromny, międzynarodowy, wielojęzyczny tłum, w
którym łatwo można stracić kontakt z przewodnikiem. Znakiem rozpoznawczym
naszego, był jego kowbojski kapelusz z Western City w Karpaczu. Problem w
tym, że właściciel wcale nie był wysoki, a w takim tłumie przydałby się
drągal przynajmniej dwumetrowy. Chcąc wyszukać ciekawsze ujęcia, musiałem
się oddalać, ale stale kombinowałem tak, abym zawsze na jednym oku miał
okular aparatu, a na drugim kapelusz przewodnika. Gdyby potrwało to
dłużej, pewnie dostałbym zeza. Ale nie dostałem - sprawdzałem w lustrze
kilkakrotnie. |
|
|
Cdn. |
|
|
|
|
|
Strona główna |
Oferta |
Materiały |
Kontakt |
|